Audience wanted!

Audience - development | publicznośc pożądana.
Kiedy słyszymy o audience development - przychodzą nam na myśl pozytywne wizje powiększających się z każdym zorganizowanym koncertem rzesz słuchaczy. Ale czy liczy się tylko ilość, czy również jakość - a może algorytm ilości brany pod uwagę jedynie w połączeniu z jakością?
Nie zawsze pełna sala oznaczała dla nas idealne koncerty, nie zawsze prawie pusta - porażkę. Były koncerty wypełnione po brzegi pozostawiające po sobie uczucie pustki, czasem wręcz niesmaku, były i takie, długo pamiętane, gdzie mogliśmy przywołać z pamięci prawie każdego słuchacza - czyli nie było ich wielu.
Po głębszym zastanowieniu można dość szybko skonkretyzować przedstawione na początku wyobrażenie.
To wizje ludzi, którzy przychodzą w wystarczającej liczbie, byśmy czuli, że to, co robimy napotyka na zainteresowanie, potrzebę uczestnictwa.
Takich, którzy zostają do końca koncertu i słuchają uważnie.
Są ciekawi programu, kontekstu, zadają pytania i pozostają w kontakcie.
Tacy, którzy współtworzą atmosferę koncertu i z którymi możliwy jest realny proces komunikacji: nadawca - odbiorca.
Zagadnienie publiczności, poza wieloma inni aspektami ma dwa główne: znaczenie, przebieg, zawartość wydarzenia dla odbiorcy i znaczenie odbioru dla wykonawcy. Dobra, wyrobiona bądź nie, ale zainteresowana publiczność odgrywa ogromną rolę we współtworzeniu wydarzenia - to szczególnie ważne w obszarze, którą nazywamy muzyką nową, z powodu nieistnienia bądź szczątkowego istnienia kanonów odbioru tej gałęzi muzyki.
Mawiał John Blacking: „Muzyka może nic nie znaczyć dla nieprzygotowanego umysłu”. Coś o tym wiemy. Jako wykonawcy znamy różne sytuacje koncertowe - takie, w których czujemy, że każdy dźwięk jest pożądany, oczekiwany, chłonięty - i takie, kiedy mamy odczucie, że katujemy publiczność każdym nowym dysonansem. Pierwsza to raj - w drugiej nigdy nie chcielibyśmy się znaleźć ponownie.
A przecież z biegiem lat ugruntowało się w nas głębokie przeświadczenie, że to właśnie muzyka, zwłaszcza muzyka nowa, muzyka naszych czasów jest w stanie nas naprawdę poruszyć, rzeczywiście gdzieś zabrać, w autentyczną, choćby chwilową podróż. Nasze doświadczenia z cyklu koncertowego Orkiestry Muzyki Nowej w nowej siedzibie Narodowej Orkiestry Symfonicznej Polskiego Radia w Katowicach przynoszą obfity plon przeżyć i refleksji. Nieraz „coś” działo się, nie tylko z publicznością, bardzo często rownież i z nami.
Przekraczanie granic - jak w utworze Artura Zagajewskiego „Święty Boże” - może lepsze określenie to wprowadzenie w pewnego rodzaju trans? Oczywiście wytłumaczeniem jest nie tylko mistrzowski w swoim rodzaju utwór, ale przejmujący tekst i przede wszystkim osobowość i zupełna „nieenergooszczędność” głównego wykonawcy - Arkadiusza Jakubika.
Zmuszenie do refleksji - niemożność odpłynięcia myśli od tego, co dzieje się na scenie, zajęcia czymś innym. Przez cale wykonanie utworu Salvatore Sciarirno - „Infinito Nero” OMN z Karoliną Brachman - i wykonawcom i publiczności towarzyszyły pełne napięcia rozważania i próby skategoryzowania tego, co w utworze jako mistycyzmu bądź szaleństwa - a niedowierzanie i niepewność były autentycznymi towarzyszami tego wydarzenia.
Z kolei koncert zawierający utwory Johna Cage’a „Branches”, Pera Nørgårda - „Bach to the Future” i Louisa Andriessena – „Workers union” był niesamowicie ciekawy od początku do końca i należał do gatunku - „chwilo, trwaj”!
Takiego rodzaju koncerty to antidotum na zmartwienia Rogera Scrutona:
„Martwe relikty zastąpiły naszą niegdyś żywotną kulturę”.(…)
Ameryka złożyła nam u stóp dwa dary: technologię i demokrację - nie sądzę jednak by mogły wzruszać nasze serca i były obdarzone mocą tworzenia głębokiego przywiązania”. Tyle Scruton - a w tej wypowiedzi poza pesymizmem drzemie nadzieja na nowe - bo przecież mówiąc o szukaniu miejsca dla muzyki nowej w życiu koncertowym i budowaniu publiczności mówimy o wzbudzaniu zainteresowania; docelowo - w swojej najlepszej wersji - tworzeniu głębokiego przywiązania. Zainteresowanie przekuwa się w uwagę, „bycie w środku”. Na ile możemy być w środku w muzyce i w jakim jej rodzaju, na ile może nami wstrząsnąć, zaintrygować; na ile możemy z jej pomocą tworzyć udane sposoby istnienia w kulturze, a w końcu - co jest tematem niniejszych rozważań - co z tego jest zrozumiałe i atrakcyjne dla innych, co może być zbiorem wspólnym.
Dlatego kilka założeń przyjętych na początku procesu AD weryfikowanych w trakcie i monitorowanych ma duże znaczenie, by wejść na właściwą drogę, nawet, a może szczególnie wtedy kiedy to ta „rzadziej uczęszczana”.
Kogo szukamy?
Czym chcemy się podzielić?
Czy jesteśmy gotowi by proponować wspólną drogę rozwoju i wesprzeć w jej trakcie potrzebujących?
Czego my sami potrzebujemy jako zespół?
Jakie są nasze atuty w tej dziedzinie, a gdzie jeszcze wiele brakuje, albo inaczej- są szanse na ogromny rozwój?
Dlaczego ludzie przychodzą i jak możemy zintensyfikować powody uczestnictwa, które również i dla nas są dobre? (podsycać zainteresowanie, prowokować dyskusje, mieć przyjaciół, wymieniać doświadczenia, wzmacniać pasje, dzielić się sensownymi, istotnymi zagadnieniami)
Dużo tego - morze możliwości. Bo i muzyka nowa znana jest z budzenia skrajnych emocji - od zachwytu po głęboką niechęć, wręcz nienawiść.
Nieraz zastanawialiśmy się nad istnieniem szeregu uprzedzeń, czasem przewidywalnych, czasem zupełnie dla nas niezrozumiałych i porównywaliśmy nasze odczucia i doświadczenia z wnioskami autorów dwóch artykułów dotyczących tych właśnie zagadnień, opublikowanych w „The Guardian”.
Tom Service analizował najczęściej spotykane mity dotyczące muzyki nowej, przywołując jednocześnie argumenty na poparcie swojej tezy iż jest to muzyka bardzo istotna w naszym nowoczesnym świecie. W swoim artykule przytoczył sformułowania, które spotykał najczęściej, mając do czynienia z reakcjami słuchaczy: „cała ta muzyka brzmi jak skrzypiąca brama”, „jest niedostępna, hermetyczna i niepowiązana z niczym”, „ jest produktem subkultury, mieszanką snobizmu i elitarności”, „ jedno wielkie oszustwo”, „jest napisana dla muzyków klasycznych, więc musi być „staromodna”. Z kolei Alex Ross rozważał przyczyny niechęci, wręcz nienawiści do muzyki współczesnej, zastanawiając się dlaczego inne gałęzie sztuk radzą sobie lepiej, zyskując znacznie więcej akceptacji. „Muzea i galerie miały wyraźnie inne podejście. W Ameryce, Muzeum Sztuki Nowoczesnej, Art Institute of Chicago i innych wiodących instytucjach ruszała ostra akcja promocji na rzecz sztuki współczesnej. Zamożni patroni objęli jedne z najbardziej radykalnych nowych dzieł; promotorzy zwiększyli rozgłos; krytycy wynosili artystów pod niebiosa jako prawdziwych, niezależnych bohaterów. Pomysł zakładał, że muzea mogą być miejscami intelektualnej przygody.” A w muzyce? „Całe sto lat po tym, jak Arnold Schoenberg i jego uczniowie Alban Berg i Anton Webern rozpętali swoje ostre akordy na świecie, nowoczesna muzyka klasyczna pozostaje nieatrakcyjną propozycją dla wielu melomanów. W ubiegłym sezonie w nowojorskiej filharmonii kilkadziesiąt osób wyszło z utworu Berga Three Pieces for Orchestra; podobnież tyle samo publiczności ubyło z Carnegie Hall, zanim Wiedeńska Filharmonia rozpoczęła Wariacje na orkiestrę Schönberga.
Niektóre z tych zachowań można łączyć ze złą reputacją niektórych nowojorskich i innych patronów, teraz i w przeszłości - grożenie wycofywaniem poparcia w momencie wprowadzenia serii koncertów muzyki współczesnej czy też w ogóle propozycji zawierających muzykę nową - ale problem jest powszechny, jak wskaże każdy administrator działalności muzycznej mający styczność z repertuarem XX wieku”.
I choć część takich zachowań, braku poparcia dla muzyki nowej można zrozumieć, a część zarzutów wobec niej miewa odzwierciedlenie w rzeczywistości, świat muzyki współczesnej postrzegany w ten sposób niewiele ma wspólnego z prawdą. Co więcej - być może poddając się uprzedzeniom, zarzucając poszukiwania na początku drogi, po pierwszych sytuacjach zniechęcenia i niezrozumienia - tracimy coś naprawdę istotnego, potencjalnie bardzo istotną i życiodajną część kultury.
Tom Service po kolei rozprawia się z tym, co usłyszał od zdegustowanych odbiorców - „Skrzypiąca brama? - paskudna, skrzypiąca brama może być naprawdę niesamowita, jeśli się jej nie boisz” . (…)
Jednym z sygnałów, zmieniających kulturę osiągnięć współczesnej muzyki jest to, że otwiera swój umysł i uszy, by ponownie usłyszeć świat, aby uświadomić sobie piękno, które jest wokół nas w dźwiękach, które inaczej nazwalibyśmy odgłosami. To część geniuszu Johna Cage'a lub Helmuta Lachenmanna, zrealizowana w taki sposób, że świat staje się innym miejscem, gdy słucha się ich muzyki. Ale jest coś jeszcze: wpływ muzyki, takiej jak Jonchaies Iannisa Xenakisa, Gruppen Stockhausena na trzy zespoły orkiestrowe czy Coro Luciano Berio, jest wstrząsający. Ta muzyka otwiera ogromne pokłady uczuć i fizyczności. Słuchajcie każdego, a wasze skrzypiące wrota percepcji się otwierają”.
„Niedostępna, hermetyczna i niepowiązana?”- nic z tego. Wielowątkowe historie wzajemnego przenikania się wpływów i inspiracji zajęłyby opasłe tomy. Ponadto - jak sugeruje Tom Service - „bez elektronicznych eksperymentów Stockhausena sprzed dziesięciu lat, a także jego wzniosłego przykładu, jak można wykorzystać studio jako instrument muzyczny, Beatlesi pogrążyliby się w muzycznej prehistorii, a wyobrażenia Lennona i McCartneya - i waszych współczesnych - byłyby nieskończone uboższe.(…) Bez "klasycznej" awangardy muzyka pop nie mogłaby i nie byłaby taka sama”.
„Subkultura , mieszanka snobizmu i elitarności” - czy istotnie trzeba mieć gruntowne wykształcenie muzyczne, doktorat w dziedzinie sztuki muzycznej, być członkiem stowarzyszenia muzyki współczesnej by docenić muzykę nową i uznać ją za swoją? Nie, nie i jeszcze raz nie.
Autor 5 mitów przywołuje opowieść Gillian Moore, która założyła pionierską edukację londyńskiej Sinfonietty we wczesnych latach 80-tych, a jeden z jej pierwszych projektów skonfrontował Ravela i Varèse z grupą uczniów. Choć dla wielu osób muzyka Ravela jest zmysłowa, urzekająca i określana jako bardzo przystępna - a dzieła Varsese kojarzone z muzyką dysonansową i bardzo trudną w odbiorze - reakcje dzieci były wręcz odwrotne, zupełnie inne od oczekiwań - dzieci zachwycił Varese, a znudził Ravel.
Nasze doświadczenia z cyklu koncertowego w NOSPR mówią to samo. ile razy słyszeliśmy deklarację - wprawdzie nie mam wykształcenia muzycznego, ale to, co gracie na koncertach, bardzo mi się podoba! To naprawdę muzyka, z którą jestem w stanie nawiązać prawdziwy kontakt…
„Oszustwo” ? Z pewnością, jak i wiele innych sztuk, muzyka nowa zawiera obszar nieuczciwych artystycznie działań, możliwych do zaistnienia z różnych powodów uwarunkowanych również kulturowo. Ale to naprawdę nie powinno zaciemniać jej prawdziwego obrazu i sensu, zdolności do poruszania i zmiany świata.
Service: „ Czasami można odnieść wrażenie, że kompozytorzy, którzy piszą muzykę popychającą muzyków do skrajności, nie robią nic poza manipulowaniem bezsensownymi nutami w egocentrycznej, pobłażliwej zadumie. Cóż, nie ma nic złego w pięknie i ekstremalnym, ciężko wywalczonym mistrzostwie i przywileju słuchania grupy świetnych muzyków lub orkiestry w granicach tego, co potrafią. Ale współczesna muzyka ma wiele do powiedzenia, jeśli mamy uszy, by ją usłyszeć. A dzięki pokoleniom najnowszych kompozytorów współczesna muzyka próbowała zmienić świat; krusząc zgubne granice między gatunkami i instytucjami, tworząc dzieło, które przemawia bezpośrednio do nowych odbiorców, z mocą - i odpowiednio.
„ Jest napisana dla muzyków klasycznych, więc musi być „staromodna”, „old fashioned”. Tak - dla wielu już sam widok orkiestry, kwartetu smyczkowego czy idei opery automatycznie daje złudzenie "dziedzictwa", a nie "współczesnej kultury". Implikacją jest to, że te instytucje lub składy nie mogą mieć nic wspólnego z muzycznym myśleniem, że muzyczne idee, o których marzą w przeszłości kompozytorzy w swoich utworach orkiestrowych, kwartetach i operach, wypełniły repertuar i naszą wyobraźnię, aby po brzegi.” Choć te uprzedzenia nie dotyczą Orkiestry Muzyki Nowej, której skład i użycie niekonwencjonalnych instrumentów (kaktusy, trąbki urodzinowe) nie powinien budzić żadnych skojarzeń z tradycyjną muzyką klasyczną, zdarza się jednak że już samo miejsce organizacji koncertu - najczęściej sala koncertowa - sprawia, że niektórzy odczuwają opór przed uczestniczeniem w takich wydarzeniach. A jednak - jak nawołuje Tom Service zdeklarowanych malkontentów - „nie pozwól, by okleina czy etykieta opery lub sali koncertowej Cię zniechęciła. (….) Ta muzyka przemawia do nas teraz: wszystko czego potrzebujesz to otwarty umysł i otwarte uszy”.
Sekunduje mu Alex Ross nawołując do porzucenia łatwych wytłumaczeń i chęci by zachować na zawsze swoją strefę muzycznego komfortu.” Wyjaśnienia dotyczące trwałej odporności na muzyczny modernizm rozmnożyły się, a ich mnogość sugeruje, że żadne z wyjaśnień nie ma kluczowego, decydującego znaczenia.
Istnieje również wyjaśnienie socjologiczne: ponieważ publiczność koncertowa jest zasadniczo uwięziona w swoich miejscach przez określony czas, ma tendencję do odrzucania nieznanego dzieła łatwiej niż odwiedzający galerię, którzy mogą poruszać się swobodnie, konfrontując dziwne obrazy w swoim własnym tempie. Jednak jeśli styl prezentacji warunkowałby odpowiedź, można by oczekiwać, że widownia tańca, teatru i filmu będzie wykazywać taką samą odrazę do nowych pomysłów. (…) Główny problem nie jest, jak podejrzewam, ani fizjologiczny, ani socjologiczny. Współcześni kompozytorzy stali się raczej ofiarami długotrwałej obojętności, która jest ściśle związana z bałwochwalczym stosunkiem muzyki klasycznej do przeszłości. Jeszcze przed rokiem 1900 ludzie brali udział w koncertach, oczekując, że ich uszy będą masowane pięknymi dźwiękami minionych dni.
To, co musi odejść, to pojęcie muzyki klasycznej jako niezawodnego przekaźnika pocieszającego piękna - rodzaj leczenia uzdrowiskowego dla zmęczonych dusz. Taka postawa podkopuje nie tylko kompozytorów XX wieku, ale także klasyków, których ma cenić. Wyobraźcie sobie wściekłość Beethovena, gdyby mu powiedziano, że pewnego dnia jego muzyka zostanie wtłoczona na stacje kolejowe, by uspokoić dojeżdżających i odpędzić przestępców.
Słuchacze, którzy przyzwyczaili się do Berga i Ligetiego, znajdą nowe wymiary i u Mozarta i u Beethovena Zbyt długo trzymaliśmy klasyków w pozłacanej klatce. Czas ich uwolnić.”
(AB)
Tom Service - Profesor of Music w Gresham College, brytyjski pisarz i dziennikarz. Od 1999 roku stały współpracownik The Guardian.
Omawiany artykuł został opublikowany tamże 26 kwietnia 2012 i nosi tytuł „The five myths about contemporary classical music”.
Alex Ross - krytyk muzyczny, od 1996 związany z New Yorkerem, autor The Rest Is Noise: Listening to the Twentieth Century (2007) and Listen to This (2011).